Strona:Walerya Marrené - Augusta.djvu/12

Ta strona została uwierzytelniona.

Po cierpieniach, jakie przeszedłem, zbrakło mi odwagi do życia, z rodzajem tchórzostwa kryłem się przed walką, negacya, brak bólu był już u mnie szczęściem. Ideałom moim było codzienne życie, nie ozłocone żadnym promieniem wyższym, nie dążące do niczego; bierne uczucie dobrobytu, zadowolenia materyalnego; a nadewszystko spoczynek serca i myśli. Słowem wszystko czego nie potrzeba dokupywać się walką, co nie można narazić na cierpienie.
Osiadłem na wsi, miałem doskonałe konie, sławne psy, dom wykwintny, postanowiłem się ożenić, żeby na zawsze zamknąć przystęp złudnym marom młodości, lękając się, ażeby przypadkiem nie ocknęło się we mnie serce, postanowiłem skrępować je zawczasu.
Jednak nie chciałem łudzić ani siebie, ani drugich; ze współki małżeńskiej wycofywałem zawczasu kapitał serca, pragnąłem więc, by druga strona poprzestała na tem i nie była bogatszą odemnie. Z natury szczery i uczciwy, nie chciałem zawodzić ani być zawiedzionym. Szukałem żony tylko, lękając się nadewszystko, żeby nie zapragnęła odgrywać roli kochanki. Szukałem kobiety pięknej i łagodnej, z myślą poziomą, z uśpionym duchem, a jedyną troską moją było, ażebym nie znalazł przypadkiem bijącego serca w jej młodej piersi.
Dziwnym trafem nie zawiodłem się w wyborze moim, Melania była uosobieniem karłowatego ideału, którego szukałem. Piękna i młoda nie miała nawet tej odrobiny zdawkowej poezyi, jaką daje zwykle młodość i piękność; białe jej i gładkie czoło ce-