Strona:Walerya Marrené - Augusta.djvu/123

Ta strona została uwierzytelniona.

jakiś, odwróć myśl od samego siebie, a skieruj ją na nią tylko, poznasz wówczas najwyższą rozkosz na świecie: być sprawcą cudzego szczęścia.
I oparł czoło na ręku, i zamyślił się głęboko o tem może, czego pragnął a spełnić nie mógł.
Podniosłem się tknięty jakimś dziwnym zapałem i wdzięcznością. Wszystkie nizkie struny ducha mego zamilkły i uczułem się zdolnym dźwigać życie i krzyże życia, bez upadku, i słabości. Słowa Adryana nie były daremne, płynąc z serca i przekonania, obudziły przekonanie, wszczepiły się we mnie. Obowiązki położenia mego przedstawiły mi się jasno, dobitnie i zmierzyłem je z wolą podołania im. Dla tego odsuwając dawne błędy i słabości, rzekłem do Adryana ściskając jego rękę.
— Życie da ci więcej daleko niż żądasz i marzysz! mam przekonanie, że Augusta cię kocha, że nigdy szlachetniejsze serce, gorętszem nie uderzyło uczuciem.
Miałem na myśli ten list tak serdeczny, tak wylany, który z winy mojej rąk jego nie doszedł, ale nie miałem czasu powiedzieć więcej, bo Augusta ukazała nam się w poblizkiej alei.
Oddaliłem się szybko, i niedając samemu sobie czasu do namysłu, skierowałem się ku dworowi. Po raz pierwszy od ostatniej pamiętnej nocy przed chorobą, wszedłem do mego pokoju. Wszystko tam stało jeszcze jak wówczas nietykalne, w nieładzie, jak w tym dniu nieszczęsnym, broń nawet leżała na stoliku, papiery na biurku. Pochwyciłem list Augusty otwarty, leżący na samym wierzchu, i powróciłem