Strona:Walerya Marrené - Augusta.djvu/46

Ta strona została uwierzytelniona.

ła, zdradzały niecierpliwie myśli. Nie powitała mnie nawet skinieniem głowy, zajęta dalej czynnością swoją, tylko nalała filiżankę herbaty i postawiła przed pustem miejscem, które zajmowałem zazwyczaj. Ja chciałem powstać, zbliżyć się do stołu i stanąć na równi jej zimnego spokoju, ale ciało odmówiło mi posłuszeństwa; cały pokój, sprzęty jego, zakręciły się, zawirowały w koło mnie, zęby moje zadzwoniły, głowa opadła mi na piersi i nie wiem co działo się ze mną przez chwilę.
Augusta zauważyła to widać, zadzwoniła i gdy służący ukazał się w progu, zbliżyła się do mnie z gorącą herbatą,
— Musiałeś pan się przeziębić podczas tej ulewy — mówiła — wypij to pan prędko, jesteś chory zmieniony.
I biała jej ręka podawała mi napój do ust prawie, a choć twarz jej nie zmieniła surowego wyrazu, uczułem dziwną słodycz w jej głosie. Byłem tak szczęśliwy, że się mną zajmowała, że spojrzałem na nią z nieopisaną wdzięcznością i zamiast pić przycisnąłem usta do jej ręki.
— Pijże pan prędko póki gorące — mówiła, z lekka usuwając rękę i podając mi znowu herbatę.
Wypiłem machinalnie.
— Teraz idź się pan rozbierz z tych zmoczonych sukien i połóż się czemprędzej. Józefie — dodała, zwracając się do służącego, — rozpal u pana ogień na kominku.