Strona:Walerya Marrené - Augusta.djvu/58

Ta strona została uwierzytelniona.

nieustanny dziecka, któremu zbrakło zdrowego pokarmu, wreszcie zimno i głód, kazały mi zapomnieć o ranach serca, o próżni życia. Łamać się musiałam z nieubłaganemi koniecznościami bytu. Nie miałam czasu rozpieszczać się cierpieniem, rany jego były zbyt rzeczywiste, zbyt nagie i brudne. Byłabym pewno upadła pod ciężarem moim, ale miałam dziecko, musiałam żyć, walczyć i cierpieć jego cierpieniem. Walka była daremną, straciłam je po kilku miesiącach.
Tu głos jej zamarł, odwaga odbiegła i dwa strumienie łez popłynęły z jej oczów.
— I pani przeszłaś to wszystko — mówiłem z przerażeniem i zachwytem razem — i nie straciłaś pogody czoła; zawiedziona i zdradzona, przecierpiawszy tyle, patrzysz na świat łagodnie, znalazłaś spokój wewnętrzny, zachowałaś wiarę w życie. Boleść nie wmieszała ci kropli jadu swego do myśli, goryczą nie zaprawiła serca. I tak sama dźwignąć się potrafiłaś?
— Wówczas — odrzekła — nie rozumiałam nic prócz rozpaczy, nie miałam nawet siły ani woli podźwignąć samej siebie, znieść ciężar swego losu, ale Ten, co strzeże w burzy małą ptaszynę, zestal mi wsparcie wtedy właśnie, gdy złamana chorobą i bólem nie mogłam obejść się bez niego.
Słuchałem jej przejęty czcią nieledwie, a w myśli mojej zbudził się żal nieujęty, czemu wówczas nie było mi danem poznać ją, pokochać i stworzyć jej raj miłości, szczęścia i dostatku, o którym marzyłem. Wszystko razem, słowa jej i wypadki obe-