Strona:Walerya Marrené - Augusta.djvu/71

Ta strona została uwierzytelniona.

„Wielkie, chociaż minione cierpienia są może tem dla ducha, co owe mistyczne stygmata, które, według legendy, otwierały się same w dniach pewnych i ciekły krwią świeżą: cierpienie to nie jest przemijające usposobienie chwili, ale raczej jakaś tajemnicza a niezwalczona potęga, która zatruwa nam zarówno wspomnienia przeszłości jak i nadzieje jutra. Powinniśmy strzedz się istot, które cierpiały za wiele, bo w głębi nich tkwi jad nieuleczony. Oto może tajemnica tych chwil zwątpienia i upadku, które przychodzą na mnie niespodzianie jak burza, i wśród których spłakać muszę łzy przeszłości. Może też leży ona w osamotnieniu mojem, w tem położeniu odrębnem, przeciw któremu buntuje się serce. Od czasu śmierci matki twojej zdaje mi się, że jestem podwójnie sierotą, bo każda nowa strata odnawia dawniej poniesione straty, a twoje bratnie ramię tak daleko odemnie. Jednak opieka twoja trwa nademną niewidzialna, nie ta zdawkowa opieka, którą przywykłam być sama dla siebie, ale ta wyższa opieka ducha, którą czuję nad sobą i przed sobą jak gwiazdę przewodnią, jak wskazodróg życia. Myśli nasze muszą spotykać się nieraz w krainie nieskończoności, we wszystkiem co wysokie, jasne i szlachetne, w dniach pogody i zachwytu, bo one we mnie są odbiciem twojem, i częściej panują mi niż dnie bólu.
„Dla ciebie wszystko to jedno, z jakiego miejsca, z jakiego domu piszę do ciebie, wiesz, że wieść muszę tułacze choć jednotonne życie, dla mnie każda zmiana jest przykrą. Układam się szybko do równo-