Strona:Walerya Marrené - Augusta.djvu/72

Ta strona została uwierzytelniona.

wagi z mojem położeniem, zmiana każda udręcza zbolałego ducha, odmawia mi źle zabliźnione rany, nie cierpię tych zmian pozornych, gdy węgielny kamień losu mego zmienić się nie może.
„Ale są konieczności nieubłagane, nie będę wchodzić w drobne okoliczności, które zmuszają mię do zmiany, tak być musiało. Nie potrzebowałam zasięgać rady twojej w tej mierze, bo zdaje mi się, że ludzie dobrej woli widzą zawsze jasną i nieomylną drogę przed sobą. Tylko słabe i niedołężne umysły, tylko ci co chcieliby cudzą odpowiedzialnością zasłonić się przed własnem przekonaniem, pytają wiecznie co czynić mają? Nie sądzę się lepszą od drugich, ale zawsze bez namysłu wiem jak powinnam postąpić, gdybym zbłądziła, byłabym winną podwójnie, bo nie mogłabym złożyć się niewiadomością.
„Ostatni list piszę do ciebie z miejsca, które tak ukochałam, pisałam ci nieraz o dziecku powierzonem opiece mojej. Dzisiaj serce mi pęka, żegnając się z niem na nawsze. Zosia jest w wieku, który dziś miałaby moja córka, i kocha mnie więcej niż własnych rodziców. Ileż razy gdy zwieszała główkę na mojej piersi, szczebiocząc mi swe dziecinne myśli, zamykałam oczy mimowolnie i wywoływałam w duchu obraz mojej utraconej maleńkiej. Wierzyć chciałam, że to ona jest przy mnie, że czuję bicie jej serca przy mojem, że nie rozdzielimy się już nigdy i stęskniona dusza moja odżyje.
„Dziś za te złudzenia ukaraną jestem srogą boleścią rozdziału, trzeba mi było kochać ją realniejszem uczuciem a nie wcielać w nią marzenia