Strona:Walerya Marrené - Augusta.djvu/74

Ta strona została uwierzytelniona.

dania trzymają cię tam wśród obcych na drugiej półkuli, bo mimo wszystko nie mogę zrozumieć, co cię skazało na to dobrowolne wygnanie. Myślą stęsknioną gonić cię muszę wśród tego twardego społeczeństwa zdobywców materyalnej potęgi, wśród kłócących się z sobą różnorodnych żywiołów. Pomimo wszystko ja czuję, że twoje miejsce tam nie jest. Ty, którego mienie aż nadto wystarcza skromnym potrzebom, którego jedyną żądzą jest żądza wiedzy i światła, co robisz tam w ojczyźnie handlarzy i awanturników? Mimowolny dreszcz mnie przechodzi, ile razy doleci mnie wieść od ciebie, bo miesiące przedzielają dzień, w którym piszesz do mnie, od dnia, w którym ja list twój odbieram. Co stać się mogło przez ten czas cały? myśl moja niepokoi się tem napróżno. Kiedyż powracasz? Pod tym względem listy twoje są ciemne. Cel podróży i jej koniec są dla mnie nieodgadnione. Dręczyłby mnie ten rodzaj tajemnicy, gdybym ciebie mniej znała. Ale wiem, że wszystko co czynisz musi być dobrem, konsekwentnem; milczenie twoje nawet musi mieć przyczyny. Jednak, jeżeli możesz, bądź szczerym ze mną; pamiętaj o tej, która chować ci wiecznie będzie najserdeczniejszą przyjaźń, najwdzięczniejsze wspomnienie”.
List ten obudził we mnie najsprzeczniejsze uczucia, najprzód i nadewszystko poczułem cierpienie upokorzenia. Augusta tak mało ważyła mnie, że nawet tu namiętna miłość, wzbudzona przez nią, nie znalazła miejscu w jej piśmie. „Nie będę wchodzić, pisała, w drobne okoliczności, które zmuszały mnie do opuszczenia tego domu. Ojciec Zosi jest chorobliwe rozpiesz-