Strona:Walerya Marrené - Augusta.djvu/81

Ta strona została uwierzytelniona.

— Strzeż się Augusto, zawołałem chwytając jej ręce i zapominając się zupełnie, nie doprowadzaj mnie do ostateczności, teraz ty jesteś w mocy mojej. Pamiętaj, że nie mam już nic do stracenia. Patrz, jesteśmy sami, chwilę jeszcze, a przestanę być panem siebie, gorzej już pogardzić mną nie możesz. Twoje i moje życie wisi na włosku, na tchnieniu ust twoich. Bądź przeklętą, jeżeli przyszłaś tutaj na to jedynie, by do zbrodni mojej dorzucić ciężar zabójstwa.
Mówiłem to wszystko ogarnięty szałem, paliła mnie gorączka, ogień krążył mi w żyłach i rozsadzał czaszkę, a mówiłem stanowczo. Są chwile, w których na drodze zbrodni zatrzymuje nas wypadek tylko, nie sumienie.
Augusta zrozumiała to widać, zrozumiała, że w stanie, w jakim byłem, traciła władzę nademną i zwyciężona, przerażona padła na krzesło, zalewając się łzami. Słaba kobieca natura ukazała się w niej po raz pierwszy i zapanowała nademną. Szyderstwo, rozwaga byłyby posunęły mnie dalej tylko na drodze szaleństwa, jej łzy rozbroiły mnie. Ja com nie mógł znieść jej spokoju, teraz nienawidziłem siebie prawie za te łzy, które wycisnąłem,
— Augusto, zawołałem, rzucając broń daleko, bom lękał się jeszcze samego siebie, Augusto nie płacz tak, przebacz mi, przebacz.
Kobieta próżno siliła się wymówić słowa, łkania długo wstrzymywane rozdzierały jej piersi. Ukląkłem przy niej, opasałem jej kibić rękoma, nie była