Strona:Walerya Marrené - Augusta.djvu/93

Ta strona została uwierzytelniona.

dziecko, wypiłem, spoglądając na nią z jakąś nieznaną dotąd słodyczą. Żadna myśl nie zamąciła mi błogości tego wrażenia, aż znowu sen skleił mi powieki.
Obudziłem się nazajutrz znacznie pokrzepiony i silniejszy, a otwierając oczy znowu Melanię ujrzałem przy sobie; powoli pamięć powracała mi także.
— A Zosia? spytałem.
— Zosia jest zdrowszą trochę odparła żona moja z westchnieniem, ale chorowała bardzo.
Wahałem się uczynić drugiego pytania, choć nie wiem, czy dla samego siebie, czy dla Melanii.
— Augusta? wyrzekłem w końcu półgłosem.
Widziałem, jak na to imię dreszcz przebiegł jej ciało.
— Jest przy Zosi, szepnęła, dotąd nie mogła jej odstąpić.
Dziwny jest wpływ gwałtownych wstrząśnięć fizycznych na moralny ustrój człowieka, dziwna harmonia, nie ujęta pomiędzy ciałem a duchem; zwolna powracałem do siebie, ale po kilkotygodniowej walce ze śmiercią powstawałem innym człowiekiem. Bądź jak bądź, życie ma nieskończone uroki dla tych szczególniej, co od brzegu grobu wracają. W około mnie nie zmieniło się nic, a przecież ja, który tak zbrzydziłem sobie położenie moje i samego siebie, że przypadek jedynie uratował mnie od samobójstwa, ja, który na zimno obrachowałem sobie niemożliwość życia, powracałem do niego z rozkoszą. Codzienne zatrudnienia, codzienne warunki bytu, przeciwko którym buntowałem się dawniej, nazywając