Strona:Walerya Marrené - Augusta.djvu/97

Ta strona została uwierzytelniona.

prócz uderzeń serca, i straciłem wątek rozmowy. Musiałem także poruszyć się gwałtownie, bo głowa Melanii ukazała się pomiędzy firankami, patrząc na mnie niespokojna.
Leżałem z zamkniętemi oczyma i udałem śpiącego.
— Śpi, wyrzekła żona, cofając się do towarzyszki.
I znowu w przyległym pokoju dwa głosy zmieszały się w cichym szepcie, nie każde słowo doleciało moich uszów, ale usłyszałem zamienione słowa przyjazne i pocałunki, i zrozumiałem, że nie sam instynkt sprowadził Melanię na drogę, po której szła teraz, zrozumiałem, że niewidzialnym, łączącym nas opiekuńczym duchem był pomiędzy nami duch Augusty.
Jakim sposobem ona, nienawistna prawie, posiadła serce i zaufanie mojej żony i potrafiła kierować nią, przetworzyć niejako, należało to do czarodziejskich tajemnic tej niepospolitej istoty, która prostotą jasnego i świadomego siebie ducha umiała zdobyć każde przekonanie, i zapanować nad każdem sercem. Odtąd do myśli o niej przyłączył się rodzaj czci wdzięcznej, więc i owe chwile spokoju, ów wdzięk odbity, który tak uderzył mnie w Melanii, jej byłem winien. Ona posiadała urok tak potężny, iż nie tylko miała władzę być kochaną, ale i mogła kazać kochać kogo zechciała.
Powoli więc wracałem do zdrowia, odzyskując razem czerstwość ciała i spokój ducha, jednakże uleczenie moje zupełnem nie było; sam dokładnie nie umiałem rozwikłać coraz szybszych uderzeń serca. Kto wie co byłbym uczynił przy zupełnym powrocie