Strona:Walerya Marrené - Na dnie życia.djvu/102

Ta strona została uwierzytelniona.

podróżne wydatki; widocznie więc rabunek był powodem zbrodni.
Jędras nie używał we wsi dobrej opinii; chociaż młody, zdrów i silny, pracy nie lubił, ojcowizny nie miał żadnej, prócz zapadłej w ziemię chałupiny, w której żył czas jakiś ze starą matką, a po jej śmierci sam jeden. Pomimo to żył dostatnio: widywano go często w karczmie, prawie nigdy przy robocie. Matka umiała zamawiać rozmaite choroby, a baby we wsi lękały jej się, szeptały, że jest czarownicą i ażeby nie obrazić — broń Boże, dawały nieraz to garstkę lnu, to kądziel wełny, to trochę okrasy. Było jej więc wcale nie źle. Dary te jednak mogły starczyć na utrzymanie starej, ale nie na utrzymanie syna, który z wydatkami wcale się nie rachował, a po jej śmierci nie zmniejszył ich wcale. To też gadano o nim różnie; ten i ów widział go włóczącego się w podejrzanych godzinach, miano go po cichu za złodzieja, ale koniec końców nigdy się nic wyraźnie nie pokazało. W tym dopiero wypadku podejrzenia odrazu padły na niego.
Aronowa i jej dzieci podniosły krzyk wielki wskazując go jako sprawcę zbrodni i żądając sprawiedliwości; a że wójt, który właśnie wówczas był w karczmie, dbał o przyjaźń Aronowej, bo ta mu zawsze bez rachunku żadnego nalewała słodkiej wódki i araku, nie mógł zrozpaczonej wdowie odmówić tak małej rzeczy, jak