Strona:Walerya Marrené - Na dnie życia.djvu/121

Ta strona została uwierzytelniona.

a nawet słyszano parobków, którym kredytować nie chciał, jak wykrzykiwali, że mu się za to odwdzięczą; czyż który z nich nie mógł dokonać zbrodni i rzucić jej pozory na Jędrasa, wiedząc, że on we wsi miru nie posiadał. Jędras jednak nigdy nie miał z Aronem zatargu żadnego, a choć był milczący, mrukliwy, chociaż roboty nie lubił, nigdy przecież nikomu nie zrobił krzywdy żadnej.
W miarę jak mówił obrońca, wymowa jego stawała się coraz bardziej płynną, coraz więcej przekonywającą. Dotąd wykładał fakta, teraz zrobił zboczenie w dziedzinę psychologii, dowodził, iż ludzie posiadający jakąbądź odrębność w umyśle czy postępowaniu, są zawsze celem pocisków złośliwych. Ogół potępia, czego nie rozumie, a ze wszystkich właściwości ludzkich samoistność na każdym szczeblu umysłowym jest zawsze najbardziej niezrozumiała. Ot n. p. ten prosty człowiek, wychowany wśród lasów, tęsknił do nich, odepchnięty przez ludzi pokochał naturę, i musiał miłość tę odpokutować, dla tego że nie była ona powszednością pomiędzy jemu równemi.
Dowodzenie to było niebezpieczne, obrona mogła przejść na sentymentalne, dawno przeżyte tory, adwokat błędu tego nie popełnił; z wielką wstrzemięźliwością, ale głębokiem przekonaniem, zaznaczył fakt psychologiczny, dobrze znany każdemu obserwatorowi społecznemu i po-