duże. Nie skarżyła się jednak na to, bo wówczas było jej cieplej i obwijała nogi szmatami, żeby z trzewików nie wypadły. W lecie odrzucała ten niewygodny zbytek i biegała boso zarówno w święta jak w dnie powszednie, które z powodu, iż nie miała żadnej roboty, wcale się dla niej od świąt nie różniły.
Nie przychodziło jej więc na myśl równać się z temi innemi staranniejszą tualetą. A potem, na coby się to zdało, czy myła się czy nie, była zawsze równie czarną; nogi jej i ręce spalone, nie traciły bronzowego koloru pod wpływem wody, a włosy takie były kręte i niekarne, iż byłoby zupełnie próżnym mozołem chcieć przyprowadzić je do jakiego porządku; przylegały do głowy wówczas jedynie, kiedy były zupełnie mokre, zaledwie wyschły, wracały do zwykłych nałogów.
Gdyby Maryś mogła była dbać o swoją powierzchowność, te włosy przyprowadzałyby ją do rozpaczy, bo nieraz, kiedy widziała dziewczęta o gładko zaczesanych warkoczach, przyglądała im się z zachwytem; w jej oczach włosy przylizane jak atłas, stanowiły ideał niedościgły i zdziwiłaby się niezmiernie, gdyby jej kto powiedział, że jej mała kształtna główka, obwieszona ciężkiemi niesfornemi puklami, mogłaby zachwycić rzeźbiarza, bo to nadawało jej charakter, czyniło ją podobną do pierwowzorów Murilla. Ma się rozumieć, że o podobnych
Strona:Walerya Marrené - Na dnie życia.djvu/17
Ta strona została uwierzytelniona.