Strona:Walerya Marrené - Na dnie życia.djvu/228

Ta strona została uwierzytelniona.

ciastą chustką, wypełzłą i wytartą długiem użyciem, której tkanina obciskała jej wątłe ramiona i piersi. Z pod chustki widać było suknię wełnianą, czarną niegdyś, dziś zrudziałą zupełnie; a ile razy noga wysunęła się z pod jej fałdów, można było dostrzedz bucik prunelowy, pęknięty w kilku miejscach. Na głowie miała okręconą mniejszą włóczkową chusteczkę jasnego koloru, podziurawioną i obszarpaną, z pod niej wymykały się nad czołem kosmyki jasno-kasztanowatych włosów, których sploty dostrzedz można było także z tyłu przez rzadkie oczka i dziury chusteczki.
Cała powierzchowność kobiety świadczyła o nędzy i opuszczeniu, a zarazem o jakiejś przeszłości lepszej. Zniszczone rzeczy, jakie miała na sobie, przystosowane do jej figury, nie były pierwszym lepszym łachmanem, kupionym przypadkowo lub rzuconym ręką miłosierdzia. Suknia, jakkolwiek ruda i wytarta, była z kaszmiru, chustka musiała nawet kiedyś być gustowną, zanim promienie słońca, deszcze i śniegi spłukały jej pierwotną barwę, a ręka, którą przytrzymywała ją na piersi, chociaż zsiniała i popękana od zimna, miała przecież drobne, delikatne kształty.
Ręka ta, jak cała powierzchowność, zdawała się mówić o lepszej przeszłości, a twarz zbiedzona, zżółkła i wychudła mówiła o niej wyraźniej jeszcze. Teraz zarówno choroba,