usposobieniu, pochodzącem z zupełnego zadowolenia oraz z lenistwa, jakie to zadowolenie wyradza. Najedzony wylegiwał się na wiosennem słońcu i wprost nie chciało mu się ruszać dla odpędzenia jakiejś tam nędznej dziewczyny, choć może poczuwał się do tego obowiązku.
Maryś i buldog zachowali przez czas pewien położenie wyczekujące. Buldog nie zmienił go, bo było mu dobrze i wygodnie, Maryś jednak czuła dojmujący głód, przytem ciążył na niej więcej jeszcze głód Józka, a co najgorsze dźwięczał jej w ucho ten wyaz, »niezdara«, który rzucił jej tak w pogardliwy sposób. I rozmyślała, coby on zrobił w położeniu, w jakiem się znajdowała ona. Czy wytrwałby na stanowisku lub też rzucił niepewną szansę dostania w tej kuchni apetycznego kawałka mięsa i szedł dalej szukać lepszej sposobności.
Już miała się na to zdecydować, kiedy buldog używszy snadź dość słodkiego wczasu, powstał zwolna, wyciągnął leniwie ogromną postać i nakształt emeryta, który po drzemce poobiedniej wychodzi na przechadzkę, tak i on wolnym truchcikiem poszedł przed bramę.
Przechodząc koło Marysi machnął tylko ogonem w sposób świadczący o zupełnem lekceważeniu.
Przyznać należy, iż Maryś okazała się wyższą nad to lekceważenie i nie uczuła się niem wcale dotkniętą, może dla tego, że go
Strona:Walerya Marrené - Na dnie życia.djvu/31
Ta strona została uwierzytelniona.