iż można było zmianę jej losu nazwać zmianą pomyślną.
Dostawała też strawę, gotowaną, gorącą, nieodpowiednią może dla wymyślnego podniebienia, lepszą przecież od tej, jaką kiedykolwiek jadła.
Znalazła tu także towarzystwo. W celi, gdzie ją zamknięto, były jeszcze dwie kobiety, stara pijaczka Marcinowa i dwudziestoletnia dziewka wiejska Julina, szorstka, złośliwa i zacięta.
Towarzystwo to było nieosobliwe. Na jednej i na drugiej kobiecie ciążył przymus więzienny, każda miała swoje wspomnienia, zgryzoty i troski. Jedna i druga zapadała często w zadumę, z której wyrwać je było trudno, a gdy mówiły co, kłóciły się zwykle zajadle.
Maryś przecież nauczyła się od nich wielu rzeczy, a najprzód teoretycznie przynajmniej uczyniła wielkie postępy w złodziejskiem rzemiośle. Dotąd kradła ona z potrzeby, z dobrego serca, w najprostszy sposób, wsuwając rękę do kieszeni przechodniów, korzystała z mody, która ułatwiała jej rzemiosło w przedziwny sposób.
Teraz dowiedziała się, że było bezpieczniej i wygodniej dostawać się do piwnic, gór, mieszkań i ztamtąd wynosić rzeczy nieraz kosztowniejsze od pieniędzy, że były składy, gdzie natychmiast
Strona:Walerya Marrené - Na dnie życia.djvu/70
Ta strona została uwierzytelniona.