wrócona w jej życiu — scena, nad którą zapadła zasłona niepowrotnie.
Z przeszłości został jej w pamięci jeden Józiek, myślała o nim nieustannie. Byłaby chciała powiedzieć mu to wszystko, czego się tu dowiedziała, a pragnienie to łączyło się z pragnieniem wolności i wyradzało jakieś żądze nieokreślone.
Nadeszła wreszcie chwila, kiedy Maryś stawiono przed sądem. Była do tej chwili dobrze przygotowana, wiedziała doskonale co ma odpowiadać i czyniła to bez zająknienia, ze sprytem i przytomnością, które świadczyły o jej zdolnościach. Nie przyznała się do niczego i dowodziła wbrew oczywistości że ręka jej przypadkiem tylko znalazła się w cudzej kieszeni. Sąd, była to dla niej rozrywka wśród jednostajności dni więzienia; reprezentacya, w której brała udział, w której była osobą główną i to radowało jej ambicyę, czyniły zadość dumie będącej najważniejszą cechą jej charakteru. Nie rozumiała wprawdzie całego biegu sprawy, gdyż ta prowadzoną była w urzędowym języku, o którym nie miała najlżejszego wyobrażenia, tylko błyskała oczyma na wszystkie strony, jakby myśli ludzkie odgadnąć chciała. Pomimo przebiegłości i sprytu swojego Maryś była jeszcze dzieckiem w całem tego słowa znaczeniu i zapatrywała się na wszystko z lekkomyślnością dziecinną.
Strona:Walerya Marrené - Na dnie życia.djvu/73
Ta strona została uwierzytelniona.