Strona:Walerya Marrené - Na dnie życia.djvu/78

Ta strona została uwierzytelniona.

w mowie, bo cynizm taki jest barwą ogólną warstwy społecznej, do której należała, przecież pod tym cynizmem drgały w niej jakieś pragnienia, jakieś siły, jakieś niewypowiedziane uczucia.
Dopóki była wolną wśród nędzy, biedy i głodu, które cierpiała nieraz, zachowywała pewną równowagę umysłu, podobna była do ptaka na gałęzi, śmiała się i śpiewała, jeżeli nie dolegało jej jakie doraźne cierpienie; a gdy to minęło, ona znowu odzyskiwała natychmiast pogodę i wesele. W celi więziennej przeciwnie, jednostajność i zamknięcie wyrabiało w niej drażliwość i jakiś gniew tłumiony, który zdawał się wrzeć nieustannie w głębi jej piersi i wybuchał za lada przyczyną, albo bez przyczyny. Odbywała się w niej jakaś przemiana, stała się milcząca i ponura, a jej czarne wielkie oczy świeciły nieraz z za włosów, które nań spadały, dzikim blaskiem, jak źrenice koła w ciemności.
Teraz nie była w stanie odpowiadać na pytania towarzyszek.
Ciekawość tych kobiet przyprowadzała ją do wściekłości, bo pobudzała jej własną.
Niegdyś zostawiona samej sobie, radziła sobie jak mogła i umiała, nie przyszło jej do głowy mieć żalu do kogokolwiek. Tutaj przeciwnie, rodziło się w niej niewyraźne poczucie jakichś krzywd sobie wyrządzonych, których zapewne nie umiałaby nazwać, ale które pomimo to pobudzały ją do odwetów, równie