nych pomiędzy rozmaitemi centrami przemysłowemi we Francji wypada, iż na sto urodzonych dzieci, w pierwszym roku życia umiera 75. A według obliczeń Villermego, tam gdzie przeciętna życia przemysłowca wynosi lat 43, na robotnika wypada tylko lat 19 i 3 miesięcy. Cóż dziwnego, że dzieci wycieńczonych rodziców przynoszą z sobą zarodek śmierci, że rodzice, którym brak pożywienia, odzienia i ognia w zimie, a nadewszystko czasu do pielęgnowania dziecka, oddają go kosztem małego wynagrodzenia w obce ręce, i że dziecko chorowite, głodzone i źle dozorowane, wychować się nie może.
Cała szkoła ekonomistów francuskich zbijała zwycięzko w teorji sławne prawo Malthusa, a jednak czyż to nie jest jego literalne przystosowanie? Cóż odpowiedzieć na fakta i cyfry wymowniejsze w lakonizmie swoim od najpatetyczniejszych i najbardziej uczonych dowodzeń?
Nie jest to zapewne los wszystkich pracowników, gdyż tutaj jak wszędzie są dobre i złe szanse, zdolniejsi, zręczniejsi, wykształceńsi, potrafią przy oszczędności wyżywić siebie i rodzinę, o ile okoliczności nie przeszkodzą temu. Mogą także przy wysileniach złożyć jakiś zapasik na przypadek choroby, lub zastoju przemysłowego. Ogół jednak robotników cierpi nieustannie i od urodzenia do śmierci walczy z nędzą. Widocznie więc sławna dewiza: Laissez faire, laissez
Strona:Walerya Marrené - O pracy.djvu/30
Ta strona została uwierzytelniona.