Strona:Walgierz Aryman Godzina (Żeromski).djvu/042

Ta strona została uwierzytelniona.



Śmieje się w głos z bredni dziadowej.
Pędzi w cwał.
W konie! W stronę tynieckiego zamczyska, ku słońcu! Za nim dwaj towarzysze: Wydrzyoko i Nosal. Miecze trzaskają w strzemiona, parska biegun wypoczęty.
W piersi Walgierza serce radośnie łomoce. Tęskno mu do Wisły-wody, do widoku gór o świtaniu, gór, co daleko we mgłach błękitnieją. Obcą mu każda puszcza, długą mu każda droga, a ziemia zda się wielka nad świat. Kiedyniekiedy przemknie się w dreszczach cielesnych myśl urocza, jak widok łąk wiślańskich w podwiośnie:
— W cisowej komorze czeka, w cisowej Cudna żona śpi. W podziemiu jęczy koniądz żupy wiślickiej—Wiślimierz...
I przyjdzie wnet do ucha, nieczekany w końskim tętencie, słabego szept wietrzyka:
— Uczyń mu dobrze, woju wysoki... Puść mu winę z dobrawoli, a karę zaklętą skróć. Odemknij kluczem ciemnicę. Wyrwij słabego z kuny żelaznej. Weź-że go, weź w ramiona... Ugość go chlebem, na-