Strona:Walgierz Aryman Godzina (Żeromski).djvu/073

Ta strona została uwierzytelniona.

głowicę wielkiego miecza, co go ze skarbu wykradła kochanka Zdrada.
Na głowę wdziewa swój własny, olbrzymi szłom. Okrywa w nocy pośpieszną dłonią piersi blachami. Goleń opasze plechą. Wdział rękawice żelazne.
Wstał z ziemi.
Westchnął.
W barach się olbrzymich przeciągnął.
Szepce ku niemu miłosne słowa kochanka.
Pochwycił rycerz prawicą gardziel siostrzycy Wiślimierzowej, Zdrady.
Zdusił ją na śmierć, zanim krzyk wydała, zanim wydała dech. Rzucił targaną od kurczów śmiertelnych w swe legowisko, w łoże boleści, wysiedziane w kamieniu, — z chichotem twardym zwycięscy.
Już stąd odejdzie!
Krok jego dźwięczy i trzaska, kiedy w milczeniu idzie olbrzymi przez mrok w łożnicę małżonki swojej.
Rozdarł kotarę.
Zerwał lampę ze ściany i w oczy śpiącym przyświeca.
Krzyk jego lwi:
— Ocknij się, Cudna, duszo moja!
Porwą się śpiący. Szept białych warg... Dygocą bezsilne ręce. Patrzą w przybysza skostniałe oczy.
— Cóżbyś powiedział, władco na Tyńcu, gdyby cię koniądz Walgierz ze snu twardego przyszedł budzić? Wrócił już Udały Walgierz z wyprawy dalekiej. Obszedł już kroki pracowitemi świat. Był daleko, — och, daleko! Był głęboko — och, głęboko! Wi-