Strona:Walgierz Aryman Godzina (Żeromski).djvu/121

Ta strona została uwierzytelniona.

chowany na cmentarzu w miejscu wyjątkowem, mianowicie obok drzewa, obok pnia płaczącej brzozy? Czy uwzględnionoby taką «ostatnią wolę»?

SIOSTRA.

Nie jestem pewna...

MŁODZIENIEC.

To żądanie szalone, wiem o tem.

SIOSTRA cicho.

Dlaczegóż obok drzewa?

MŁODZIENIEC.

Nie chciałbym leżeć z nikim. To już na wieki... Nie chciałbym spać w murowanym sklepie, obok cegieł, ciosanych kamieni, stopionego metalu. Nie chciałbym, gnijąc, głową dotykać zeschłego wapna, które rzucała kielnia człowieka.

SIOSTRA.

Wszystko jedno, gdzie spocznie strudzone ciało.

MŁODZIENIEC.

Och, nie! Przenigdy! Przenigdy! Po śmierci tak samo jest, jak za życia. Wszystkiem rządzi przypadek, szczęście, kaprys doli. Drzewa kochają człowieka daleko bardziej, niż on je kocha. Nie darmo wierzył dziki Słowianin, że drzewo jest święte, że w niem dusze bogów obierają sobie siedlisko. Święte dęby! Kochałem je od dzieciństwa w sposób dziki. Uwielbiałem