Strona:Walka Lutra z katolicyzmem 015.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

pioruny padały tuż obok niego. Tak się przeraził, iż runął na ziemię i krzyczał na głos: „Pomóż mi dobra, święta Anno, chcę być zakonnikiem!” Zkąd mu ten strach przed śmiercią przyszedł, nie wiedział zapewne sam. Człowiek odważny nie boi się burzy i piorunów. Ładnie by żołnierz wyglądał, gdyby płakał ze strachu przed piorunami. Co mu przyszło do głowy, nie wiadomo. Wiadomo tylko, że go ten dziecinny strach zaprowadził do klasztoru.
Pożegnawszy się ze swoimi kolegami, znikł w murach klasztoru augustyańskiego w lipcu 1505 roku. Rok próby nauczył go posłuszeństwa dla przeora i przykrej pracy. Kazano mu zamiatać, czyścić krużganki, podwórze i żebrać po domach miasta. Nie smakowała mu ta ostra próba nowicyusza, ale wytrzymał ją. Po skończonej próbie przyjęto go na zawsze do klasztoru, odziano w czarną suknię i kapotę, a wkrótce potem mianowano go kapłanem. W swojej celi siedział całe dnie, badał teologię i czytał bezustanku.
Dziwny charakter miał Luther. Zmieniał się ciągle w latach młodych i późniejszych. W szkołach niższych i wyższych nie myślał wcale o życiu klasztornem. Uczył się dużo i bawił się dużo, odgrywając rolę zucha. Burze i pioruny znał od lat najmłodszych w górach manofeldskich. Nie powinien był bać się grzmotu i piorunu. Nie był przecież bojaźliwą niewiastą. I nie powinien był uciec ze strachu przed śmiercią do klasztoru, o którym wcale nie myślał.
Złożywszy, po przykrej próbie, przysięgę kapłańską, powinien był zastosować się do obyczajów i rozkazów zakonu. Obowiązkiem jego było czytać codziennie brewiarz, a on czytał tylko dzieła naukowe, zamiast brewiarza. Bywały tygodnie, które mu groziły