Strona:Walka Lutra z katolicyzmem 021.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

„siła przed prawem!”, w których jedyną podporą władzy była mocna, odważna, bezwzględna pięść kondotjera, nie można się było upominać o swoje prawa powoływaniem się na zawarte umowy. Pięść na pięść! Kto mocniejszy, odważniejszy, ten rozkazuje...
Rozumiał to doskonale Juliusz II, wiedział, że tylko moc uśmierzy pychę i chciwość lenników, zabierających bez prawa cudze mienie. W jego żyłach płynęła krew rozkazującego wodza i władcy. Zamiast wysłać do walki z lennikami jakiegoś kondotjera, wsiadł sam na konia i ruszył w otoczeniu swoich rycerzów na wojnę. Perugia i Bolonia poczuły pierwsze jego niezwykłą odwagę i niezmienną stanowczość.
Ten i ów dziwi się dotąd, że Papież prowadził sam na krwawe pole swoich żołnierzy.
Słusznie mówi Ludwig Pastor, autor „Historyi Papieżów” (Geschichte der Päpste), że Juliusz II byłby znakomitym królem albo wodzem, gdyby nie był kapłanem. Musiał jednak w owym czasie bronić rycerski Papież Kościoła za pomocą wojska i wojny, bez niego bowiem zachwiałby się do reszty katolicyzm.
Kapłana-rycerza, Papieża bohatera nie rozumiał Luther, przypatrując się mu choćby z daleka. Nie wiedział, że Juliusz II wracał Kościół do porządku, co jego następcy powtarzali.
Lubił krytykować każdego, którego poznał, ale Papieża nie śmiał dotknąć palcem. Wróciwszy do Niemiec, mówił: „Byłbym gotów zabić wszystkich moich znajomych, którzyby odmówili choćby słówkiem Papieżowi posłuszeństwa”.
Papieża omijał w Rzymie. Kler zwyczajny, podrzędny nie podobał mu się wcale. Obrażało go zbyt wesołe zachowanie się księży, załatwiających zbyt