Strona:Walki w obronie granic 1-9 września.djvu/30

Ta strona została uwierzytelniona.

wych zaczyna się. Bacznie obserwują strzelcy swe wiązki pocisków świetlnych. Z drugiej strony za kotliną zagnieździł się nieprzyjaciel.
»Tam na prawo, przy wysokim świerku blokhauz!« — ryczy dowódca do swego strzelca. W tym samym momencie zobaczył również z lewej strony takiż sam zamaskowany wzgórek betonowy. Skierować, nastawić celownik, a po tym na szczeliny i strzelnice blokhauzu ile tylko lufy wytrzymają. Chmury dymu prochowego napełniają półciemne wnętrze wozu ostrą wonią. Prażące słońce z zewnątrz, żar motoru z wewnątrz przyprawia o siódme poty. Twarze zasmarowane oliwą i sadzami. Jeden magazyn armatki wystrzelany, podrzucają mu drugi. Już strzela drugim. Wtem zacięcie karabinu maszynowego — już usunięte. Ale lufa karabinu maszynowego rozpaliła się do czerwoności od nieprzerywanego ognia. Do diabła, w takim momencie jeszcze zmiana lufy. Prędko szmatka azbestowa. W pośpiechu przechwytuję palcem za daleko, parząc się boleśnie. Lecz już nowy bęben nasadzony i nowa wiązka pocisków uderza w okopy między blokhauzami.
Wtem co to jest? Rozkaz radiowy: »dowódca 4 plutonu obejmuje kompanię« co się stało z dowódcą kompanii? Towarzysz rusza ramionami i ryczy: »Ogień wylotowy z pod małej brzózki. No, strzelaj nareszcie, do stu diabłów!«. Pierwsza wiązka za krótka. Pył wiruje pod brzózką. Druga seria musiała siedzieć — czerwonego ognia nie widać.
»Kompania naprzód — marsz, marsz«! Ruszamy pełnym gazem do szturmu na wzgórza z blokhauzami. Wóz skacze przez kartoflisko. Strzelec uderza głową w pokrywę. Silne uderzenie w pancerz wstrząsa na sekundę załogą, W skrzynce biegów coś zgrzyta. Czołg pędzi do przodu. »Stój, stój człowieku!« — krzyczy dowódca ze