Strona:Walki w obronie granic 1-9 września.djvu/33

Ta strona została uwierzytelniona.

po dwóch godzinach bombardowania ruszyły do natarcia. Blokhauzy zionęły ogniem, choć granaty wybuchały nieraz na framugach strzelnic. Odciągano widać zabitych obrońców, a inni zajmowali ich miejsca. Wobec tego rozpoczęło się dalsze bombardowanie jeszcze intensywniejsze i trwało ono całą noc. Od wybuchów płonie las na wyżynie i miejscowość Węgierska Górka, rozjaśniając fantastycznemi światłami horyzont. Lecz i to nie załamuje załogi, wciąż terkoczą z blokhauzów karabiny maszynowe. Jasnym się staje, że sama artyleria nic nie wskóra. Każdy blokhauz trzeba zdobywać oddzielnie w walce wręcz. I teraz zaczyna się ta twarda i zaciekła wspólna akcja saperów i piechoty, która zespala ich w jedną całość. Głową i ramionami wświdrowują się oddziały szturmowe z miotaczami płomieni oraz minierami, zaopatrzonymi w potężne ładunki materiałów wybuchowych. Huraganowy ogień artylerii, spowijający blokhauzy chmurami dymu, oraz ogień karabinów maszynowych w strzelnice dają im osłonę.
W pewnym momencie ogień artylerii ustaje, zastąpiony przez detonacje granatów ręcznych i ładunków materiałów wybuchowych, którym towarzyszą strzały karabinowe, pistoletowe i karabinów maszynowych.
Każdy blokhauz tworzył własną historię — wszystkie zbiegają się w jednej. Dla przykładu podajemy ją w prostych słowach uczestnika walki:
»Wspaniale strzelała nasza artyleria. Każdy granat trafiał w szturmowany przez nas blokhauz. Po kilku godzinach niewiadomo po raz który już przeprowadzonego bombardowania, pokazały się pierwsze szczeliny w betonie. Myślimy, że te chłopy poddadzą się. Ruszamy. — Nic podobnego — już otworzyli na nas ogień. A więc znowu częstujemy ich granatami. Trudno o większą porcję. Znowu stop. Jeden z piechurów naszych wska-