już ich Polacy rozpoznali. Już trzaskają ich pierwsze strzały. Do rowu! Kryj się za drzewa! Karabiny maszynowe naprzód! Konie do tyłu! Spłoszone konie nie dają się powodować. Kule padają między nie. Zaczynają stawać dęba i ponosić. Już niektóre pędzą bez jeźdźców szosą w tył.
Ogień Polaków wzmaga się. Jeszcze idzie zbyt wysoko. Obsypuje nas grad gałęzi, liści i drzazg. Niemiecki karabin maszynowy odpowiada, Strzelcy szukają swych celów za zrąbanymi pniakami i w niskich krzakach.
A więc to jest tak, tak wygląda pierwsze spotkanie z nieprzyjacielem. Każdy nieostrożny ruch kosztuje krew. Polacy celują teraz lepiej. Ranni pełzną do tyłu. Rekoszety obijają się o pnie drzew i hełmy stalowe.
Skokami podpracowuje się na prawym skrzydle spieszony drugi pluton, lecz ogień polski jest zbyt silny. Teraz dostajemy go też z lewej strony. To nie ma sensu bić głową o mur i bez potrzeby skrwawiać.
»Oderwać się od nieprzyjaciela« przepowiadają rozkaz wzdłuż linii. Powoli wycofują się Niemcy w tył. Jeden pluton trwa na stanowiskach, osłaniając wzmożonym ogniem odwrót innych. Próba zabrania zwłok zabitych załamuje się we wściekłym ogniu Polaków.
Paręset metrów z tyłu stoją konie, które częściowo udało się złapać, a częściowo same się dołączyły. Brakuje jednak więcej niż połowy. Prawie na każdego konia siada dwóch jeźdźców. Rannych musimy podtrzymywać. W galopie, o ile się go w tych warunkach udaje wydobyć z koni, wali szwadron niemiecki w tył. Konie okrywa z wysiłku piana. Za nami ogień karabinowy trwa. Z lasu wydobywa się kilku jeźdźców z plutonu, który osłaniał odwrót. Koń bez jeźdźca galopuje przez pola.
Strona:Walki w obronie granic 1-9 września.djvu/44
Ta strona została uwierzytelniona.