królowéj Elżbiety, a dwudziesty piąty statutu Jakóba I. — Obacz.....
— Obacz, — przerwała Miss Vernon, — nowe i zupełne wydanie wszelkich statutów nakładem Józefa Jobsohn, pisarza sądów pokoju. — Bądźże mi zdrów szanowny wydawco, wzorze pisarskiéj grzeczności. — Dziękuje wam uprzejmie za objaśnienie o prawach przeciw katolikom.
— Dobrejnocy życzę szanownéj pani, — pamiętaj Miss, że prędzéj czy późniéj odpłacę ja za te żarciki.
I tak rostaliśmy się nareszcie.
— Czyż to nie przykro, — rzekła Miss Vernon, — spoziérając za odjeżdżającym Jobsohnem; — że lada służalcowi rządowemu wolno bezkarnie prawić grubijaństwa osobom wyższego stanu, dla tego tylko, że wyznają wiarę, którą przed stu laty wyznawał świat cały, — nikt jéj bowiem przynajmniéj starszeństwa zaprzeczyć nie zdoła.
— Mocno żałuję, — rzekłem, — żem mu nie dał porządnéj nauki....
— Byłby to czyn godny młodzieńczéj płochości, — przerwała Miss Vernon; — a jednak wyznać muszę, że gdyby moja ręka miała trochę więcéj wagi, uczułby może pan Jobsohn ciężar jéj na swoich plecach. — Nie lubię się skarżyć, — dodała po chwili; — ale z trzech powodów godna jestem prawdziwéj litości, jeżeli tylko jest kto na ziemi, któryby zechciał ubolewać nad mojém położeniem.
— Jakież to powody, Miss Vernon?
— A czy będziesz mię szczérze żałować, jeśli ci je wyjawię?
— Jakże pani możesz o tém wątpić? — rzekłem, — zbliżając się ku niéj i nie mogąc utaić wzruszenia.
— A więc, powiem panu te trzy powody, bo miło mi wierzyć, że jest choć jedna istota, która podziela moje cierpienia. — Naprzód, urodziłam się kobiétą, a nie mężczy-
Strona:Walter Scott - Rob-Roy.djvu/101
Ta strona została skorygowana.
— 95 —