Strona:Walter Scott - Rob-Roy.djvu/11

Ta strona została skorygowana.
— 5 —

bawił w gabinecie mego ojca, lecz gdy był w kantorze, zachowane z wszelką ostrożnością pod rękawy fraka dla ochrony od atramentu; nakoniec tęż samą postać poważną, lecz pełną dobroci, która do ostatniéj chwil życia odznaczała piérwszego komissanta banku Osbaldyston i Tresham.
— Owenie, — rzekł mój ojciec, skoro zacny starzec ścisnął mi przyjaźnie rękę, — zjemy dziś razem objad, usłyszysz nowiny, które nam Frank przywiózł o przyjaciołach naszych w Bordo.
Owen uczynił dość niezgrabny ukłon, na znak pełnéj uszanowania wdzięczności; bo w owéj epoce, kiedy granicę oddzielającą rozmaite stany, strzeżono z niezwykłą dzisiaj ścisłością, zaproszenie pryncypała było wielkim dla komissanta zaszczytem.
Nigdy nie zapomnę tego objadu, — niepewny względem przyszłego losu mego, lękajęc się, abym nie został ofiarą osobistych widoków ojca, i cały zadęty wynalezieniem środków zachowania mojéj wolności, nie mogąc prowadzić rozmowy tak czynnie jak żądał mój ojciec, nieraz dawałem mniéj zaspakajające odpowiedzi na pytania któremi mię zarzucał. Owen pełen uszanowania dla ojca, ale niemniéj przywiązany do syna, którego nieraz w dzieciństwie bawił na kolanach, na wzór owego lękliwego sprzymierzeńca, co mimo bojaźni radby przecież dopomógł uciśnionéj stronie, wszelkie łożył usiłowania, aby błędy moich odpowiedzi prostować, niedostatek onych zapełnić i wolne wyjście oblężonemu zabezpieczyć. Te jego wybiegi powiększały jeszcze niechęć mego ojca, który jedném srogiém spojrzeniem zamykał usta poczciwemu starcowi. Podczas pobytu mego w domu p. Duburg postępowanie moje nie było wprawdzie takie jak owego komissanta