Strona:Walter Scott - Rob-Roy.djvu/112

Ta strona została skorygowana.
— 106 —

, przekonały mię, że wychowanie które Rashieigh odebrał w Kollegijum Sę-Omer, odpowiadało zupełnie wyobrażeniu memu o powierzchowności prawdziwego Jezuity; a nie potrzebuję ostrzegać, że wyobrażenie to w protestanckiéj głowie nie musiało być bardzo pochlebne.
— Pocóż ta ceremonia pukania, — rzekła Djana, — kiedyś wiedział dobrze, że nie jestem sama.
Słowa te wymówiła niecierpliwie, jakby była przekonana, że pod maską pokory i grzeczności, Rashieigh ukrywał jakieś krzywdzące ją podejrzenie.
— Przecież sama, — odpowiedział, — wyuczyłaś mię kuzynko, jak do twych drzwi pukać potrzeba, cóż więc dziwnego, że przyzwyczajenie stało się drugą naturą.
— Rashleighu, milsza dla mnie otwartość jak grzeczność.
— Grzeczność uściéła drogę do serca piękności, i zawsze jest dla niéj pożądaną.
— Lecz szczerości tylko ufać może i dla tego więcéj ją cenić powinna; ale skończmy ten spór, który gościa naszego nie bardzo jak uważam bawi, usiądź, i daj dobry przykład panu Frankowi, — oto jest kieliszek i wino; — przeléwam na was prawa gospodyni, któréj dotąd grałam rolę, dla utrzymania sławy gościnnych mieszkańców Osbaldyston-Hallu.
Rashieigh usiadł, i napełnił swój kiéliszek, spozierając kolejno na Djanę i na mnie z niespokojnością, któréj mimo wszelkich usiłowań nie mógł ukryć; domyśliłem się, że głównym jéj powodem była niepewność o granicach zaufania, jakie miss Vernon we mnie położyła. Starałem się więc dać mu uczuć, że tajemnice których wyjawienia tak się obawiał, zupełnie były mi niewiadome.
— Miss Vernon, — rzekłem, — zaleciła mi, abym ci złożył powinne dzięki za prędkie ukończenie sprawy, w którą mię uwikłało niedorzeczne zaskarżenie Morrisa;