Strona:Walter Scott - Rob-Roy.djvu/115

Ta strona została skorygowana.
— 109 —

— Zważając przytém, — przerwała miss Vernon, — inne jeszcze równie ważne zapewne powody...
— Których bardzo wiele przytoczyćby można, — rzekł daléj Rashleigh tym samym tonem, — wszystko to, mówię, tłómaczy, dla czego ten jegomość nie odrazu się zgodził na złożenie świadectwa za panem Osbaldyston.
— Szczególna rzecz, — odezwałem się, — że przebiegając zeznanie Morrisa, nie znalazłem żadnéj wzmianki o Campbellu.
— Wspominał mi Campbell, — rzekł Rashleigh, — że wymógł na Morrisie solenne przyrzeczenie, iż w akcie oskarżenia nie wymieni jego nazwiska; — przyczyny łatwo domyślicie się z tego, com wyżéj powiedział. — Campbell chce wrócić jak najspieszniéj do Szkocyi; a gdyby się wykryło, że był świadkiem rozboju, musiałby być przytomnym całemu sądowemu śledztwu. — Ale niechno tylho Morris przepuści go za granicę Anglii, obaczycie że wyśpiéwa o nim wiele rzeczy! — Do wszystkich tu przytoczonych powodów ostrożności Campbella, dodać należy jeszcze i ten, że trudniąc się handlem bydła i przeprowadzając często znaczne trzody przez nasze okolice, nie radby wejść w zatargi z złoczyńcami Northumberlandyi, najmściwszymi ze wszystkich złoczyńców.
— O! co to, to prawda, i wielka prawda, — zawołała miss Vernon tonem, który kazał się domyślać czegoś więcéj nad zwykłe potakiwanie.
— Przyznaję, — odezwałem się znowu wracając do głównego przedmiotu, — że Campbell miał ważne powody ostrożności; ale radbym wiedzieć, jakim sposobem potrafił wymódz na Morrisie milczenie o tak ważnéj okoliczności, która mogła podać w wątpliwość całe jego zeznanie, gdyby z czasem odkrytą została.