Strona:Walter Scott - Rob-Roy.djvu/12

Ta strona została skorygowana.
— 6 —
Który, gdy go szalona choroba napada,
Zamiast wekslów i kwitów, wiersze tylko składa!

jednak wyznać muszę, że tyle tylko przebywałem w kantorze, ile koniecznie było potrzeba, aby zjednać dobre świadectwo Francuza, który oddawna zostawał w stosunkach z naszym domem i z polecenia mego ojca miał mię oswoić z tajemnicami handlu: główném zatrudnieniem mojém były literatura i sztuki piękne, — a lubo ojciec mój nie był nieprzyjacielem talentów, i czysty rozsądek jego niedozwalał mu powątpiéwać, że te są źródłem przyjemności ozdobą życia ludzkiego, żądał jednak przedewszystkiém, abym nietylko odziedziczył po nim majątek, ale i tego ducha spekulacyi, który mu dopomógł do jego zebrania.
Ojciec mój uwielbiał stan swój z uniesieniem, i ten był prawdziwy powód jego żądania, abym się temuż zawodowi poświęcił. Równie biegły jak czynny, uposażony od natury wyobraźnią płodną i śmiałą, w każdém pomyślnie ukończoném przedsięwzięciu, znajdował nowy do następnych działań bodziec, nową do szczęśliwego ich wykonania sprężynę. Nieumiarkowany w zwycięztwach, przydawał jedne laury do drugich, nie czekając aż czas ustali nowe nabycia, i pozwoli spokojnie ich używać. — Przywykły spoglądać niestrwożoném okiem na szalę fortuny, na któréj ciągle zawieszał swoje skarby, obfity w sposoby przeważania jéj na swoją stronę, w miarę rosnących niebezpieczeństw podwajał czynność i męstwo. Słowem był to prawdziwy obraz żeglarza oswojonego z falą i nieprzyjacielem, którego zaufanie w własnych siłach nowéj nabywa mocy na widok nadchodzącéj burzy lub walki. Nieraz mu jednak przychodziło na myśl, że wiek i towarzyszące mu niedołężności, uczynią go wkrótce niezdolnym do dalszéj pracy, i że wzgląd na przyszłość, doradza wcześnie uspo-