cały wieczór; — wkrótce bowiem trzeba będzie zapomniéć o literaturze, a zaprządz się do nudnéj handlowéj pracy, i oddać światowym zatrudnieniom; zgodzenie się z wolą ojca dla dobra rodziny, jest prawdziwą z mojéj strony ofiarą, zwłaszcza gdy przypomnę sobie poważne i spokojne powołanie, do któregom się dotychczas sposobił.
Próżność jednakże moja nie zaślepiła mię jeszcze do tego stopnia, abym nie dostrzegł w tych słowach obłudy Rashleigha.
— Trudno ci będzie, — odpowiedziałem, — wmówić we mnie, że rzeczywiście z żalem zamieniasz skromny stan katolickiego księdza z całém jego ubóstwem na ziemskie bogactwa i ich powaby.
Spostrzegł się Rashleigh, że zadaleko posunął swą chęć udawania skromnisia; — po chwili milczenia, w któréj rozważać musiał, jaką miarą otwartości może mię obdarzyć, (bo nie lubił jéj rozrzucać), odezwał się z uśmiéchem:
— W moim wieku, być skazanym, jak mówisz, na dostatki i uciechy świata, nie jest wprawdzie wielkiém nieszczęściem; ale pozwól sobie powiedzieć, że może nie przewidujesz losu który mię czekał; — miałem być duchownym katolickim, ale nie bez nadziei wyniesienia się kiedyś na pierwsze tego stanu szczeble. — Nie panie Frank; Rashleigh Osbaldyston daleko mniéjby znaczył będąc nawet najbogatszym kupcem Londynu, aniżeli zostawszy członkiem kościoła, którego słudzy, widzą u nóg swoich, jak się pewny autor wyraża, najznakomitsze osoby świata. — Rodzina moja posiada względy jednego dworu, który wielkiéj w Rzymie używa powagi, zdolności moje odpowiadają wychowaniu, jakiem odebrał, i mógłbym bez zarozumienia zapragnąć piérwszych dostojeństw kościoła; — a popuściwszy nieco wodze wyobraźni, mógłbym nawet obie-
Strona:Walter Scott - Rob-Roy.djvu/123
Ta strona została skorygowana.
— 117 —