słuszności i rozsądku, — czułem to, i nie mogłem brać mu za złe przyjacielskiego na pozór ostrzeżenia, — a jednak każde jego słowo do takiéj wściekłości mię doprowadzało, że gotów byłem nóż w jego sercu utopić.
Co za piekielna obłuda i zarozumienie! — pomyślałem; — i on to chce we mnie wmówić, że miss Vernon w nim rozkochana do tego stopnia, iż musiał wzywać skromności i męstwa dla powściągnienia jéj ślepéj namiętności? Dowiem się prawdy, choćbym miał narazić się na największe niebezpieczeństwo.
Przytłumiwszy oburzenie moje ile tylko mogłem, zacząłem ubolewać, iż kobieta posiadająca tyle przymiotów, była zdolna poniżyć się do tego stopnia.
— Szczérość jéj i otwartość nie zna granic, — rzekł Rashleigh, — serce ma wyborne; — i jeżeli zawsze równy wstręt do klasztoru i narzeczonego okazywać będzie; — jeżeli przytém Plutus pobłogosławi pracom moim, kto wié, czy nie odnowię dawnych z Djaną stosunków, i nie ofiaruję jéj ręki mojéj i majątku?
Czy to podobna, — pomyślałem, — żeby się znalazła kobieta, któraby dla pięknego głosu i płynnéj wymowy, zgodziła się połączyć swój los z takim jak ty potworem.
— Jednakże, — dodał Rashleigh jakby rozmawiając sam z sobą, — przykroby mi było zająć miejsce Thorncliffa.
— Thornkliffa, — zawołałem zdziwiony, — Thornkliff miałby być narzeczonym Djany Vernon?
— Nie inaczéj — wola jéj ojca, i pewny układ rodzinny, przeznacza jéj rękę jednemu z synów barona Hildebranda; w dyspensie otrzymanéj z Rzymu, zostawiono próżne miejsce na imię oblubieńca; idzie tylko o wybór między braćmi, — lecz że najstarszy Percy nad wszystko przekłada butelkę, ojciec mój rzucił łaskawém okiem na drugiego
Strona:Walter Scott - Rob-Roy.djvu/127
Ta strona została skorygowana.
— 121 —