ną urazę ze strony Rashleigha, porwałem się, i uderzyłem go w policzek. — Żaden Stoik nie zniósłby téj dotkliwéj obelgi tak ciérpliwie i tak zimno, jak Rashleigh; — lecz Thornkliff chciał się ująć za niego; — dobyliśmy szpad i już mieliśmy rozpocząć walkę, gdy inni bracia rzucili się pomiędzy nas i rozbroili obudwóch. — Nigdy nie zapomnę piekielnego uśmiéchu, który dostrzegłem na twarzy Rashleigha w chwili, kiedy te młode Tytany porwały mnie, zaniosły do mego pokoju i na klucz zamknęły. — Wściekałem się ze złości, słysząc ich śmiéchy szyderskie, gdy od drzwi moich odchodzili; nadaremno chciałem je wyłamać; wyrwać żelazne kraty u okien, — zemdlony bezskuteczném usiłowaniem, rzuciłem się na łóżko, i śród pogróżek okropnéj zemsty, zasnąłem.
Udręczenia późnego żalu obudziły mię przed świtem, ze ściśnioném sercem rozbierałem wypadki wczorajsze, i musiałem wyznać przed sobą samym, że gniéw i wino postawiły mię niżéj od kuzyna mego Wilfreda, który był celem powszechnéj wzgardy. — Konieczność pojednania obrażonéj rodziny; myśl, że Miss Vernon przytomną będzie upokorzeniu, które znieść przyjdzie; a nadewszystko pamięć grubijańskiego z nią obejścia się, którego nawet nędzną wymówką nieprzytomności umysłu usprawiedliwić nie mogłem; zaprawiały nową goryczą smutne moje dumania. — W takim to stanie poniżenia i wstydu, zszedłem na śniadanie do jadalnéj sali, jako zbrodniarz dla wysłuchania wyroku. — Mróz nadzwyczajnie ostry przeszkodził polowaniu; znalazłem więc trybunał familijny w całym komplecie (oprócz Djany i Rashleigha), zwijający się około wołowéj pieczeni i pasztetu na zimno. — Łatwo wnieść mogłem, że śmiéch i żarty, na które trafiłem, kosztem moim bawiły przytomnych; — zdziwiłem się jednak mocno, iż to właśnie co mnie tak dręczyło, wprawia stryja mego
Strona:Walter Scott - Rob-Roy.djvu/133
Ta strona została skorygowana.
— 127 —