Strona:Walter Scott - Rob-Roy.djvu/142

Ta strona została skorygowana.
— 136 —

szałem, coby na umyśle moim nie korzystne względem niéj wrażenie pozostawić mogło; i spodziewam się, iż przestanie na tém ogólném zaręczeniu, nie wymagając, abym z obrazą jéj delikatności, rozbierał szczegóły poufałéj gawędki dwóch mężczyzn.
Aż się z krzesła porwała usłyszawszy te słowa, — i zawołała z uniesieniem. — Na nic się panu nie przydadzą te wykręty, — ja żądam wyraźnéj odpowiedzi. — Twarz jéj pokrył żywy rumieniec; oczy zaiskrzyły się gniewem. — Żądam objaśnienia, — mówiła daléj, — jakiego kobiéta niegodnie oczerniona, słusznie żądać może od każdego mężczyzny, któremu honor jest miły, jakiego sierota opuszczona od przyjaciół, pozbawiona wszelkiéj opieki, dopomniéć się ma prawo od szczęśliwszéj istoty, w imie tego Boga, którego niedościgłe wyroki skazały pierwszą na ciągłe cierpienia; — drugą, pomyślnym obdarzyły losem; — nie możesz odmówić mi tego, — inaczéj, — dodała, — podnosząc oczy z najżywszém wzruszeniem, — odniesiesz zasłużoną karę, jeżeli jest sprawiedliwość na tym, lub na tamtym świecie.
Wzruszony do żywego tak uroczystém zaklęciem, uważałem sobie za obowiązek odłożyć zbytnią delikatność na stronę, i opowiedziéć jéj pokrótce główne szczegóły mójéj rozmowy z Rashleighem.
Jak tylko mówić zacząłem, usiadła spokojnie; a ilekroć zastanawiałem się, szukając najmniéj drażliwych wyrażeń, powtarzała mi zawsze; — Daléj, daléj, — pierwsze słowo najlepsze, bo prawdziwe, — nie myśl wcale o mnie; mów jak do osoby obojętnéj, którą to wcale nie obchodzi.
Przyciśniony w tak naglący sposób, wybąkałem nakoniec to, co mi Rashleigh powiedział o układzie rodzinnym, przeznaczającym rękę Djany jednemu z Osbaldystonów, i o trudności wyboru między nimi. Chciałem na tém za-