Strona:Walter Scott - Rob-Roy.djvu/157

Ta strona została skorygowana.
— 151 —

i rogami upędzają się po całych dniach za zwierzyną, co i sześciu groszy niewarta.
— Co prawda to prawda Andrzeju, — przerwałem chcąc go naprowadzić na drogę. — A Patrick co na to?
— Patrick na to: — alboż ty myślisz, że te angielskie puddyngi mogą co zrobić po ludzku? — Kiedy się tam kłócili niewiedziéć o co, powstał jakiś gębacz i powiedział: że w północnéj Anglii pełno Jakóbitów; (i między nami mówiąc, powiedział prawdę) że ci podnieśli bunt otwarty, — że królewskiego posłańca zatrzymano, i zrabowano na publicznéj drodze, — że piérwsze osoby w Northumberland należą do téj sprawy, i że zabrano mu piéniądze, papiéry ważne, i inne rzeczy — kiedy zaś posłaniec zaniósł skargę przed sędziego pokoju, dwaj rabusie którzy go obdarli, zasiedli z nim do stołu, jedli i pili, i tak go podéjść umieli to groźbą, to prośbą, że w końcu odwołał skargę, i wyniósł się co prędzéj, żeby go jeszcze co gorszego nie spotkało.
— I to wszystko ma być prawda Andrzeju?
— Patrick przysięga, że taka prawda, jak to, że jego łokieć trzyma najprawdziwiéj dwie stopy, i tak jest; (tylko że na cal krótszy od angielskiego). — Jak tylko więc ów gębacz skończył, powstała wielka wrzawa — pytano o nazwiska, — wymienił Morris, stryja pańskiego, sędziego Inglewood, i innych jeszcze, — dodał Andrzéj uśmiechając się i przymrużając jedno oko. — Potem powstał jegomość z przeciwnéj strony, i zapytał: czy można obwiniać najznaczniejsze osoby kraju, na słowo zawołanego tchórza, który stracił rangę za to, iż z pola bitwy uciekł, i oparł się aż we Flandryi, — i dodał jeszcze ten drugi, że całą tę historyję ułożył minister z Morrisem, wprzód nim ten ostatni wyjechał z Londynu. — Wtenczas kazano przywołać Morrisa aby wszystko opowiedział; — ale ba! — Morris tak się zaląkł, — iż jak powiada Patrick, podobny był raczéj do