Strona:Walter Scott - Rob-Roy.djvu/16

Ta strona została skorygowana.
— 10 —

ninie. Z złośliwym przeto uśmiéchem słuchał roztrzepanych moich odpowiedzi o stanie handlu we Francyi, dozwalał mi błąkać się i zagłębiać coraz daléj w tajnikach przemian, ceł i taryf, i ani razu nie przyszedł na pomoc; lecz jak tylko dostrzegł, że nie mogłem wytłomaczyć wpływu, jaki miało zniżenie ceny luidorów na czynności bankowe, nie mógł dłużéj wytrzymać, zimna krew go opuściła. — Jak to! najważniejszy wypadek jaki tylko pamięcią zasięgnąć mogę! — zawołał mój ojciec (a przecież widział rewolucyją, która dom Hannowerski osadziła na tronie). — Najważniejszy wypadek, a jegomość stoi osłupiały, pląta się jakby o niczém nie wiedział?
— Pan Frank, — bojaźliwie odezwał się Owen, — przypomni sobie zapewne, że dekretem króla imci francuskiego dnia 1-go marca 1700 roku postanowiono, że w dni dziesięć po upływie terminu...
— Pan Frank, — przerwał mój ojciec, — przypomni sobie niezawodnie wszystko co mu raczy powiedziéć. — Lecz na mój kredyt! jak Duburg mógł dozwolić?... — Powiedz mi Owen, czy kontent jesteś z synowca jego Klemensa Duburg, który od dawna pracuje w moim kantorze?
Jest to młodzieniec prawdziwie niepospolitych zdolności, — odpowiedział Owen, — ujęty zręcznością młodego Francuza.
— Tak, tak zapewne zna się nie źle na czynnościach bankowych. Duburg wiedział jak rzeczy nastroić, aby miał wiadomość o wszystkiém, co się u mnie dzieje, ale mu pokażę, żem przeniknął jego sztuki; Owen! zapłacisz Klemensowi za kwartał bieżący, i powiész mu, że sobie jutro wyjedzie do Bordeaux na okręcie swojego stryja.
— Jakto! pan chce odprawić Klemensa Duburg? — rzekł Owen drżącym głosem.