śmiał ani przejść koło biblijoteki po zachodzie słońca, przekonany, — że w téj stronie domu przebywają strachy. Ukazywały się tam nieraz, podług ich powieści, okropne widma, i dawały się słyszéć jęki przeraźliwe.
To wrażenie strachu pomnażała jeszcze uwaga, że biblijoteka przez długi czas była ulubioném siedliskiem Rashleigha, i że skryte drzwi łączyły ją z odludném jego mieszkaniem. — Liczne znajomości i stosunki, — biegłość w rozmaitych naukach, nareszcie fizyczne doświadczenia, któremi bawił się niekiedy, dostatecznie usprawiedliwiały domysł, że Rashleigh posiadać musiał sztukę czarnoksięzką. — Rozumiał po grecku, po łacinie i po hebrajsku; — do czegóżby mu się to przydało, — mówił brat jego Wilfred, — jeśli nie do rozmowy z duchami? — Służący utrzymywali, że siedząc sam jeden w biblijotece, gadał niewiedziéć z kim, i niewiedziéć o czém; a gdy wszystkich głęboki sen ogarnął, on wtenczas przez noc całą gwiazdy liczył i nie poszedł spać, aż dobrze rozwidniało, i kiedy cała rodzina dawno już uganiała się za zwierzyną.
Chociaż tych i tym podobnych baśni słuchałem obojętnie i gardziłem niemi, z tém wszystkiém powszechne stronienie od tak okrzyczanego miejsca, równo z początkiem wieczora, skłoniło i mnie, żem unikał przebywać w niém o téj porze z Djaną Vernon.
Wracając tedy do opowiadania mego, — powtarzam, — że światło w biblijotece bynajmniéj mię nie zadziwiło; lecz uczułem mimowolne wzruszenie, gdym ujrzał cień dwóch osób, który się przesunął po pierwszém oknie, zasłaniając na chwilę światło, które z niego błyskało. — Rozumiałem, że mię wzrok myli. — Lecz nie, cień podwójny wyraźnie mi się okazał w drugiem oknie; zniknął, — znowu w trzeciém; to samo w czwartém. — Z kimżeby Djana być mogła? — Przesuwanie się cienia dwóch osób między światłem
Strona:Walter Scott - Rob-Roy.djvu/161
Ta strona została skorygowana.
— 155 —