Strona:Walter Scott - Rob-Roy.djvu/164

Ta strona została skorygowana.
— 158 —
ROZDZIAŁ  XV.
Kto jesteś? zkąd przychodzisz?
Milton.

Całą noc oka nie zmrużywszy, wstałem z postanowieniem wrócenia jak najspieszniéj do Londynu, i usprawiedliwienia się z krzywdzącego zarzutu; lecz pamięć na rozkaz ojca; bojaźń ściągnienia jeszcze większego gniewu, gdybym miejsce wygnania przeciw jego woli opuścił, zachwiały moje przedsięwięcie. Atoli jego doświadczenie, i związki z pierwszymi członkami stronnictwa Whigów, mogły mi przynieść najdzielniejszą pomoc, ułatwić obronę, i wykryć moją niewinność; — osądziłem więc, iż najlepiéj zrobię, gdy całą rzecz ojcu memu ze wszelkiemi szczegółami opiszę, a że sposobność przesłania listów rzadko się zdarzała, postanowiłem więc pojechać do najbliższego miasta, i złożyć osobiście list na poczcie.
Niezmiernie mię to dziwiło, że lubo upłynęło od wyjazdu mego kilka miesięcy, nie odebrałem przecież żadnego pisma ani od ojca, ani od Owena; gdy przeciwnie Rashleigh uwiadomił już barona Hildebranda o szczęśliwem swojém przybyciu do Londynu, i uprzejmém przyjęciu, jakiego doznał od stryja. — Przypuściwszy nawet, że zasłużyłem na naganę, nie mogłem pojąć tak zupełnego zaniedbania; i miałem nadzieję, że za przyjazdem na pocztę, znajdę jakąkolwiek wiadomość, na którąbym może napróżno w Osbaldyston-Hallu oczekiwał. Przy końcu listu do ojca o sprawie Morrisa, wyraziłem najmocniejszą prośbę o kilka słów odpowiedzi: — o radę jak mam postąpić w okoliczności zbyt ważnéj, abym własnemu mógł zawierzyć rozumowi. Nie czując dość mocy proszenia o rozkaz, bym