Strona:Walter Scott - Rob-Roy.djvu/166

Ta strona została skorygowana.
— 160 —

Owena pisałem, uwiadamiając go o charakterze Rashleigha; chociaż miarkując po czasie, powinien go był już dawno odebrać. Posłałem list na pocztę przez domownika mego stryja, i nie wątpiłem, że go oddał; — ale ponieważ szło o rzecz wielkiéj wagi tak dla ojca mego, jak i dla mnie; napisałem natychmiast do Owena, powtarzając osnowę poprzedniéj odezwy, i prosząc, aby mię pierwszą pocztą zawiadomił o dojściu; — załączyłem rewers na odebrany weksel, zapewniając, że go użyję w potrzebie. — Bolało mię to wprawdzie, że ojciec zostawiał komisantowi swemu staranie o moich potrzebach, lecz uspokoiłem się myślą, iż to był skutek zawartego między nimi układu. Zresztą, ponieważ Owen nie miał ani żony, ani dzieci, był dość majętnym, i kochał mię; mogłem mu być dłużnym tak małą sumkę, którą przy pierwszéj zręczności umyśliłem zwrócić, jeśliby mój ojciec jéj nie zapłacił; i napisałem o tém Owenowi. — Kupiec, którego mi wskazał, utrzymujący pocztę, zaliczył natychmiast wyrażoną w przesłanym wekslu summę; wróciłem przeto do Osbaldyston-Hallu znacznie bogatszy. Ten zasiłek nie był mi obojętny; zapas bowiem, który przywiozłem z Londynu, bardzo się zmniejszył. Przybywszy do zamku, Andrzéj uwiadomił mnie, że mój stryj z całém potomstwem udał się patrzeć, że użyję słów jego, — jak się czubią koguty w pobliskiéj wiosce.
— Ta barbarzyńska zabawa, zapewne jest nieznana w Szkocyi?
— Broń Boże! — to jest..... chyba w wiliją jakiego wielkiego święta. — Zresztą, niech sobie robią co chcą z tym przeklętym ptastwem, — mało mu podwórza! — jak wpadnie ta zaraza do ogrodu, to mi wszystkie grzędy do góry nogami powywraca! — Ale niech mi pan powié, kto to zawsze otwiera te drzwiczki od wieży? — Pan Rashleigh wyjechał, — więc to ktoś inny chodzi.