znać, którędy ma się udać, aby trafił do zamierzonego krésu. Przeczucie niebezpieczeństw, które ojcu memu zagrażały ze strony Rashleigha, — to napółoświadczenie miłości, jakie Djanie Vernon uczyniłem, — trudny dla niéj wybór między klasztorem i widokiem źle dobranego związku; — wszystkie te obrazy mieszały się w moim umyśle, bo nie czułem zdolności rozwinąć je pojedyńczo, i uważnie zastanowić się nad niemi. Ale nadewszystko bolesne mi było wspomnienie sposobu, w jaki Miss Vernon przyjęła wyrazy mego przywiązania; — tego dziwne połączenie czułości i zimnéj rozwagi, które zdawało się zapewniać mię, iż pozyskałem jéj serce, lecz nie tyle, aby nie pomniąc na wszelkie przeszkody, miała mi wyznać wzajemną miłość. Bojaźń, która się malowała na jéj twarzy, gdy dostrzegła poruszenie obicia po nad skrytemi drzwiami, objawiała rzeczywiste niebezpieczeństwo; gdyż Djana Vernon nie była podległą owéj słabości nerwów, na którą płeć jéj zwykle się uskarża, i nie lękała się nigdy bez ważnéj przyczyny. — Jakiéjż więc natury były te tajemnice, które nakształt czarodziejskiego koła zewsząd ją otaczały, wywierając wpływ tak niepojęty na wszelkie jéj myśli i czyny? — To pytanie zajęło wyłącznie moją uwagę; zapomniałem o wszystkiém, co mnie osobiście dotykało, rozmyślając o osobie będącéj ulubionym moich dumań przedmiotem, i postanowiłem nie opuszczać Osbaldyston-Hallu, póki się nie dowiem czego pewnego o téj czarującéj istocie, któréj słowa zdawały się oddychać samą otwartością i prostotą, wtenczas, kiedy czyny pokrywała mgła niedościgłéj tajemnicy.
Jakby nie dość było czuć dla niéj żywe przywiązanie, i być dręczonym niezaspokojoną ciekawością; zawiść jeszcze, to dotkliwa namiętność, która jak kąkol w zbożu wzrasta razem z miłością, wkradła się mimowolnie do
Strona:Walter Scott - Rob-Roy.djvu/176
Ta strona została skorygowana.
— 170 —