mnicze sprawy miss Vernon, i całéj mego stryja rodziny? — Godziłoż się nadużywać gościnności, szpiegując kroki tych, którym on dawał schronienie? — godziłoż się śledzić postępowanie Djany, i wbrew jéj woli zdzierać zasłonę, która ją pokrywała?
Gwałtowna zawiść i miłość własna dały odpowiedź na te pytania: że odkrywając tajnego gościa, zrobię wielką przysługę baronowi Hildebrand, który podług wszelkiego podobieństwa nie wié o tém co się w jego domu dzieje; że uwolnię miss Vernon od niebezpieczeństwa, na jakie może być narażoną przez związki z osobą zapewne podejrzaną, że jeżeli zamiar mój zdaje się obrażać delikatność, z drugiéj strony usprawiedliwia go aż nadto cel szlachetny i bezinteressowany (takie śmiałem mu nadać nazwanie) strzeżenia Djany, i zasłonienia przeciw zdradzie, podejściu, a nadewszystko przeciw skrytemu doradzcy, którego obrała sobie za powiernika. Takiém to rozumowaniem umysł mój pragnął uśpić wyrzuty sumienia! — jakoż dało się zaspokoić, na wzór chciwego handlarza, który przyjmuje niekiedy i fałszywą monetę, byle tylko kupujących nie odstręczył.
Kiedym przebiegał ogrodowe ulice rozbiérając te pro i contro, wpadłem niespodzianie na Andrzeja Fairservice, który stał nieporuszony około rzędu ulów, spoglądając jedném okiem na rój pracowitych lecz złośliwych obywateli rzeczypospolitéj, krążący około słomianéj swojéj stolicy; drugiém prowadząc po książce do nabożeństwa, która mocno obszarpana po rogach, miała prawie okrągłą formę, a przez druk ścisły, i ciemny kolor dymem zakopconych okładek, wydawała się godnym poszanowania starożytności zabytkiem.
— Ja sobie przeglądałem Wonny kwiat zbawienia, przez Jana Quackleben, — rzekł Andrzéj zamykając książ-
Strona:Walter Scott - Rob-Roy.djvu/179
Ta strona została skorygowana.
— 173 —