cznościach nie mógłbym go przenieść, ustąpił przecież obawie nieszczęść grożących memu ojcu. — Nie przywiązywałem wprawdzie żadnéj wartości do bogactw, i na wzór innych młodych zapaleńców sądziłem, iż szlachetniéj jest przestawać na małém, jak tracić czas i zdolności na zbiéranie dostatków; ale co do ojca mego, czułem dobrze, że bankructwo przyniosłoby mu męki, przy których życie byłoby dlań ciężarem, a śmierć jedyną nadzieją spoczynku.
Szukałem przeto sposobów odwrócenia téj klęski z usilnością, jakiéj własny interes nigdy we mnie nie wzbudził; a wypadkiem głębokich namysłów moich było niezmienne postanowienie opuszczenia następnego dnia Osbaldyston-Hallu i niezwłocznego udania się do Glasgowa. — Osądziłem za przyzwoite uwiadomić stryja o wyjeździe moim tylko listem dziękującym za gościnność; i przeprosić, iż równie ważne jak nagłe zamiary wzbroniły mi osobiście oświadczyć mojéj wdzięczności; — znając bowiem dobroć i szczérą prostotę starego barona, byłem pewny, że tego nie weźmie za uchybienie, gdy tymczasem piekielne podstępy i tajemnicza potęga Rashleigha taką we mnie wzniecały obawę, że nie chciałem mówić głośno o wyjeździe, aby zamiaru przeciwnego jego widokom nie spotkała wcześnie obmyślona przeszkoda.
Ułożyłem więc sobie równo ze świtem puścić się w drogę, i przebyć granicę Szkocyi wprzód, nimby w zamku postrzeżono moją niebytność. — Pozostała tylko jedna trudność mogąca zniweczyć ułożony zamiar, to jest, że nie wiedziałem drogi do Glasgowa; a ponieważ całe powodzenie zależało na pośpiechu, umyśliłem poradzić się Andrzeja Fairseryice, który najskuteczniéj mógł mi dopomódz. W tym więc celu, chociaż już późno, udałem się do mieszkania ogrodnika.
Strona:Walter Scott - Rob-Roy.djvu/190
Ta strona została skorygowana.
— 184 —