Strona:Walter Scott - Rob-Roy.djvu/212

Ta strona została skorygowana.
— 206 —

za sobą owe tylekroć wspomnione lochy. Miejsce którém zajmował, było powodem częstych roztargnień; najmniejszy bowiem szelest, chociażby od kropli deszczu, spadającéj kiedy niekiedy przez górną szparę na kamienną lochów posadzkę, śród tych ciemnych sklepień, powtarzany tysiącznym echa odgłosem, zwracał mimowolnie moją uwagę; — a kiedy raz wzięło ten kierunek, niepodobna było zwrócić go w inną stronę; bo przedmioty zaostrzające ciekawość, tém większą dla wyobraźni naszéj przedstawiają ponętę, im trudniéj zgłębione być mogą. — Nieznacznie wzrok mój oswoił się z ciemnością, po któréj ciągle błądził, a umysł bardziéj zajmowały nowe w głębi sklepień odkrycia, niż metafizyczne rozumowania, jakie rozwijał kaznodzieja.
Ojciec mój nieraz mi naganiał tę skłonność bujania po urojonym świecie, która mogła być skutkiem żywości wybraźni, zupełnie dlań obcéj. Przypominałem sobie właśnie, jak surowo zalecał mi uwagę, gdy mię prowadził na sławne kazania pana Shower; ale te same wspomnienia były nową roztargnień pobudką, bo im przywiodły na pamięć grożące mu niebezpieczeństwa. Poleciłem więc Andrzejowi, ile tylko mogłem najciszéj, aby się dowiedział, czy jest ktokolwiek w kościele z domu pana Mac-Vittie: lecz Andrzéj pogrążony w głębokiéj uwadze, odpowiedział mi tylko trąceniem, abym mu nie przeszkadzał. Zwróciłem natenczas oczy na twarze pobożnych słuchaczów w nadziei, iż między tłumem głów skierowanych ku ambonie, jakby ku powszechnemu środkowi przyciągania, odkryję wypogodzone rysy Owena: ale żaden ogromny kapelusz obywateli glasgowskich, żadna obcisła czapka mieszkańców Lanarkshiru nie pokrywały nic podobnego do wymuskanéj Owena peruczki. Nigdzie nie widziałem onych nakrochmalonych mankietów, orzechowego garnituru, które odznaczały