Strona:Walter Scott - Rob-Roy.djvu/219

Ta strona została skorygowana.
— 213 —

w owym dniu świętym za grzéchby poczytali. Ukryć się spiesznie za gęsty szpaler, nie był to może najszlachetniejszy, ale jedyny sposób uniknienia jego uwagi i natrętnéj ciekawości. Mijając mnie, opisywał Andrzéj jakiemuś człowiekowi poważnéj miny, przybranemu w czarną suknię genewskim płaszczem pokrytą, i w ogromnym kapeluszu, następny obraz charakteru, który jakkolwiek zdawał mi się przesadzonym, jakkolwiek obrażał miłość własną twego przyjaciela, wyznać jednak muszę, iż wielkie z moim miał podobieństwo.
— Tak, tak panie Hammorgaw, powiedziałem ci istotną prawdę. — Nie zbywa mu czasem na rozsądku, kiedy niekiedy nieźle widzi rzeczy, ale to jak błyskawica wśród burzy. — Nieszczęśliwa ta poezyja przewróciła mu rozum. — Las ciemny, strumyki, skały, więcéj mu się podobają, jak najpiękniejszy klomb kwiatów, albo grzęda kapusty i kalafiorów. Po całych dniach gotów szeptać z tą... jak ją tam nazywają Djaną Vernon, niewiele lepszą od poganki z Efezu... co mówię lepszą?... gorszą sto razy! bo to zagorzała papistka! ale dla niego, to nic nie znaczy; i woli jedne jéj pieszczone słówko, jak naszych dziesięć; a przecież to coby od nas usłyszał, przydałoby mu się w tém, i w przyszłém życiu! Czy dacie temu wiarę panie Hammorgaw? Wszak to razu jednego psalmy Dawida... Boże odpuść ciężkie grzéchy!... śmiał nazwać ten młodzik piękną poezyją! jak gdyby ten święty prorok zatrudniał się podobnemi fraszkami! Ale niech sobie mówi co chce; lepsze dwa słowa naszego Davie Lindsay, jak wszystko, co on przez całe życie nabazgrał; — nieprawdaż?
Słuchając tak pochlébnego opisu moich zdolności i zatrudnień, łatwo pojmiesz, jak szczérze umyśliłem natrzéć uszy panu Andrzejowi za powrotem do domu. — Przyjaciel