Strona:Walter Scott - Rob-Roy.djvu/245

Ta strona została skorygowana.
— 239 —

wdziéwając ubiór swój narodowy, mógł nie schyliwszy się zawiązać podwiązki, i że długość rąk ułatwiała mu szczególniéj robienie pałaszem, w czém okazywał nadzwyczajną zręczność. Cóżkolwiekbądź te wady budowy ciała nadawały mu jakąś dziką i prawie nieludzką postać, i mimowolnie przywodziły mi na pamięć bajki staréj Mabeli o dawnych Piktach, którzy niegdyś łupili Northumberlandyją, a podług jéj powieści, trzymając średnie miejsce między człowiekiem i szatanem, mieli podobnie jak Campbell, długie ręce, szérokie plecy, i odznaczali się chytrością, męztwem, i zawziętością w boju.
Wnosząc z okoliczności towarzyszących pierwszemu mojemu spotkaniu z Campbellem, wątpić nie mogłem, że rzeczywiście bilet musiał być do niego pisany. — On to grał pierwszą rolę między tajemniczemi osobami, które kierowały postępowaniem Djany, i nawzajem zdawały się ulegać jéj wpływowi; — lubo ze smutkiem rozważałem, iż los téj zajmującéj istoty zależał od ludzi tak podejrzanych, z tém wszystkiém niepodobna mi było myślić inaczéj — Ale jakimże sposobem Campbell mógłby naprawić interesa mego ojca? — Tę zagadkę rozwiązałem, przypominając sobie zaskarżenie Morrisa. — Jeżeli Rashleigh na prośbę Djany Vernon potrafił wynaléść Campbella wtenczas właśnie, gdy przytomność jego była nieodbicie potrzebną, czemużby Campbell, podobnież na jéj żądanie, nie miał mi odkryć pobytu Rashleigha? — Chcąc sprawdzić mój domysł, zapytałem Campbella, jak dawno widział zacnego mego kuzyna i gdzie go teraz znaléść można?
— To czego po mnie żądają, — rzekł Campbell jakby nie usłyszał pytania, — jest cokolwiek przytrudne; ale cóż robić? — Panie Osbaldyston, ja niedaleko mieszkam; krewny mój pokażę ci drogę. — Niech pan Owen ułatwia