Strona:Walter Scott - Rob-Roy.djvu/249

Ta strona została skorygowana.
— 243 —

klucze więzienia! — Tém lepiéj, nie trzeba będzie płacić za nowe i odpowiadać na zapytania, jakim sposobem zginęły. — Piękniebym się miał, gdyby nasz burmistrz Grahame wiedział o tém co zaszło téj nocy!
Ponieważ byliśmy jeszcze niedaleko od więzienia, wróciwszy przeto oddaliśmy klucze dozorcy, który nieśmiał opuścić sieni, i oczekiwał nowego stróża, mającego zająć miejsce Dugala.
Mieszkanie pana Jarvie było mi po drodze, korzystałem więc z jego latarni, a on z mego ramienia, i tak wspierając się wzajemnie, przebywaliśmy kręte ulice Glasgowa, podówczas źle oświécone, a jeszcze gorzéj brukowane. — Starzy zazwyczaj czule przyjmują znaki poszanowania od młodszych. — Pan Jarvie podziękował mi za moją pomoc i dodał: — że ponieważ nie należę do towarzystwa aktorów, których całą duszą nienawidzi, zrobię mu przyjemność, jeśli dnia następnego przyjdę doń na śniadanie:
— Będzie śledź świéży i cielęce zrazy przypiekane na ruszcie, będzie i pan Owen, o którego uwolnienie postaram się niezwłocznie.
— Ale mól szanowny panie, — rzekłem przyjąwszy wdzięcznie zaprosiny. — Kpi panu powiedział, że ja byłem tym aktorem?
— Jakiś gaduła Fairservice, który przyszedł do mnie przed samą północą, prosząc, abym natychmiast kazał obębnić po całém mieście, że ktokolwiek da o panu wiadomość o panu, dostanie sowitą nagrodę. Powiedział mi kto jesteś, i że ojciec wypędził pana z domu za to, żeś nie chciał pomagać mu w handlu, żeś pisał wiérsze i przystał nakoniec do towarzystwa aktorów. — Przyprowadził z sobą jakiegoś Hammorgaw, jednego z naszych kościelnych śpiéwaków, który poświadczył, że go zna oddawna. Wypchnąłem za drzwi obu, aby mi tak późno w nocy nie