Strona:Walter Scott - Rob-Roy.djvu/273

Ta strona została skorygowana.
— 267 —

nowa; a powtóre, nie należy oczerniać własnego kraju; zły ptak, który swe gniazdo szpeci.
— Bardzo sprawiedliwie; ale ponieważ niepróżna ciekawość, lecz istotna potrzeba zmusza mię zadawać panu natrętne pytania; ufam, że nie zechcesz odmówić mi dokładniejszego objaśnienia. Przyznajesz pan sam, że interesa mego ojca wymagają, abym zwiedził te dzikie okolice; radbym przeto korzystać z życzliwych rad pańskich i doświadczenia.
To małe pochlebstwo powiodło mi się zupełnie.
— Doświadczenia! — zawołał pan Jarvie. — O tak! mogłem go nabyć w długiém mojém życiu, bo lubiłem zastanawiać się nad wszystkiém. — Powiem więc, ponieważ jesteśmy sami, że mam kilka nowin od Andrzeja Wylie, który dawniéj u mnie pracował, a choć dziś zostaje u Mac-Vittie i Komp.; chętnie przychodzi w sobotę wieczorem na szklankę wina do dawnego swego pryncypała. Owóż, ponieważ chcesz pan iść za radą kupca i fabrykanta miasta Glasgowa, on téż nie taki człowiek, aby jéj odmawiał synowi swego korespondenta; zwłaszcza, że i ś. p. jego ojciec nikomu rady nie odmawiał. Chciałem nie raz udzielić mojego światła księciu Argyle, albo bratu jego lordowi Ilay (bo napisano jest: nie na to światło, aby je trzymać pod garncem). Ale czyliżby oni zwrócili uwagę na słowa biédnego jakiegoś fabrykanta? Ci panowie zważają raczéj na tego, kto mówi, jak na to o czém mówi. Tém gorzéj! tém gorzéj! — Nie chcę jednak bynajmniéj uwłaczać przez to naszym panom. Nie złorzecz bogatemu w twojéj sypialni, mówi syn Sidracha, aby snać ptak powietrzny nie przeniósł mu słów twoich.
Przerwałem panu Jarvie nieskończone jego ustępy, zaręczając, że może z wszelką ufnością powierzyć myśli swoje jak mnie, tak i Owenowi.