Strona:Walter Scott - Rob-Roy.djvu/279

Ta strona została skorygowana.
— 273 —

opłacił. — Słowo jego jest święte; nikt nie dowiedzie, aby je kiedykolwiek złamał.
— A to osobliwszy kontrakt assekuracyjny! — odrzekł Owen.
— Nie jest on prawny, — odpowiedział pan Jarvie, nie przeczę temu — owszem są, ustawy naznaczające karę równie na pobierających czarne kontrybucyje, jak i na tych, którzy je płacą. Ale jeżeli prawo nie może rozciągnąć opieki nad domem moim i dobytkiem, za cóż mi broni szukać jéj u tego, kto mi ją może zapewnić? — odpowiedzcie mi na to?
— Prawda, — rzekłem, — ale radbym wiedziéć, czy podobne umowy są dobrowolne, a szczególniéj ze strony opłacającego? — i jakie zwykle pociąga skutki odmówienie opłaty?
— Oho chłopcze! — zawołał burmistrz z uśmiechem, przytknąwszy palec do nosa, — zdaje ci się, żeś mię już złapał? W rzeczy saméj, radziłbym wszystkim przyjaciołom moim układać się z Robem; bo niech robią co chcą, niech pilnują jak mogą, nic nie dokażą, zwłaszcza podczas długich nocy. — Wszak Grahamy i Coohonowie nie chcieli z nim zawrzéć umowy; — cóż się stało? — Oto pierwszéj zimy, stracili całą oborę; a od téj chwili prawie wszyscy właściciele przyjęli żądanie Roba. — Jest to najlepszy człowiek, jeśli nic mu się nie sprzeciwia; ale cały szatan, gdy go kto zaczepi!
— Nie dziwię się teraz, że takiém postępowaniem oburzył na siebie władze krajowe.
— O! co do tego, wątpić nie można, że gdyby tylko wpadł w ich ręce, szyja jego dźwigaćby musiała ciężar całego ciała. — Ale ma on i przyjaciół między możnymi panami; jest pewna znakomita rodzina, która go wspiéra wszelkiemi sposobami, dla tego tylko, aby był kością w gar-